
Data 10232.034
Ocknąłem się w jakimś tajnym laboratorium, przypięty klamrami do metalowej kozetki. Wyglądając jak jakaś przeraźliwa kombinacja człowieka i maszyny. Wyszło na to że w Pierwotnym Kształcie zmieniłem się w jakiegoś cholernego cyborga i skasowałem kawałek New Jersey. Nic nie pamiętam... choć jak we śnie przypominam sobie jakąś kobietę dosiadającą białego konia. Nie nie konia... jednorożca. Dotknął mnie rogiem, a wtedy się obudziłem. Cóż na filmie który pokazali mi ten profesorek i wojskowy w bazie wyglądało to nieco inaczej. Rozjechali mnie czołgiem a później przyłożyli z jakiejś wiązki EMP i tak mnie obezwładnili. Tylko czemu szukałem Vialle? Najgorszy kac jaki ostatnio miałem. Do tego moralniak. Jeszcze ta cholerna Midian wpakowała mi się do głowy przez Atut i nie wiadomo co z niego wyciągnęła. Nie miałem ochoty na kolejną rozwałkę Bogu ducha winnych żołnierzy, więc zagrałem na "ostatniego syna Kryptona". Wcisnąłem im bajeczkę, że niby jestem ostatnim przedstawicielem zniszczonej cywilizacji i że cała sytuacja wniknęła z awarii mojego statku kosmicznego i że coś mi się "poprzestawiało" od oglądania w Internecie filmów pokazujących reakcję Ziemian na istoty cybernetyczne. Obietnica podzielenia się kosmiczną wiedzą, podziałała. Nie usmażyli mnie znów tą wiązką, którą cały czas mieli we mnie wycelowaną. Zacząłem podawać im wzór na zimną fuzję. Odpowiednio szybko, żeby się jajogłowi trochę zmęczyli. Wtedy wypróbowałem coś nowego. Wlazłem im macką Logrusu do systemu. Metodą prób i błędów, oraz paru bluescreenów i 404, dobrałem się do systemu przeciwpożarowego i wypełniłem salę halonem (prymitywne, doprawdy). Wyrwałem się z więzów, zabrałem swoje rzeczy i prysnąłem stamtąd. Logrus wyrzucił mnie gdzieś w Teksasie w knajpie pełnej rednecków. Cóż chociaż Ci się nie zdziwili... Skoro 2,5 metrowy cyborg nie jest w stanie przerazić Teksańczyka, to już nie wiem co. Cholera, może powinienem przeprowadzić tu jakiś mały zaciąg... Po chwili byłem już sobą i wróciłem do domu.
Data 10232.592
Szlag by trafił te Sępy. Zbyt długo mnie tu nie było i mój Dom stał się celem kolejnego ataku. Cannabis nie zdołała do tej pory dokończyć prac nad tym promieniem destabilizującym i moja flota znów została rozproszona i zniszczona. Cannabis zdołała oprzeć się do tej pory kilkunastu atakom i próbom abordażu, ale większość Zewnętrznego Pasa Obrony została już też wyłączona z walki. Dodatkowo przez Atut zameldował się Caine, nakazujący mi sprowadzić Vialle na pogrzeb króla Randoma. No cóż. Sępy wydają się znać moją taktykę i sposób prowadzenia walki. Ich sprzęt także ukierunkowany jest na walkę z moją flotą. A więc... wysłałem wiadomość do Zatterran, Pszczelan, Liran i wszystkich pomniejszych frakcji z prośbą o pomoc. Obiecałem im przekazać całą swoją zgromadzoną wiedzę i opuścić Veraklion. Ku mojemu zdziwieniu zjawili się prawie wszyscy i przegonili Sępów. Zawiązaliśmy Sojusz Veraklioński, przekazałem im resztę floty do obsadzenia, stocznie do rozbudowy kolejnych okrętów oraz systemy e-learningu do szybkiego poznania potrzebnej im wiedzy. Ich Rada Admirałów zaplanuje atak na Sektor Oinarr, a jeden ze zdolniejszych dowódców da mi znać przez Atut kiedy atak się rozpocznie. Mogę więc ruszać po Vialle.
Data 10232.899
Próbowałem cofnąć się Logrusem po własnych śladach, ale zgubiłem ślad znów w Cieniu-Ziemi w apartamencie Flory, gdzie znów dorwały mnie te jej wilczki. Po chwili (nie do wiary, że ten sukinsyn nadal żyje!!) skontaktował się ze mną przez Atut Kamui. Mam przynajmniej nadzieję, iż Dworkin zmarnował dużo mocy, by go poskładać do kupy. Chłystek twierdzi że nie zgadza się z planami swojego i mojego tatusia odnośnie zniszczenia Amberu, ale w Dworcach nie przejawiał jakoś chęci by mi pomóc. Skoczyłem do jego Cienia, gdzie w jego zamku pasło się tysiące kruków. Ale była też tam Vialle!! Zacząłem truć ptaszyska iperytem to się wyniosły przez wielki wir w materii Cienia. Emanacji Logrusu już tu nie było, ale nie znalazłem też tej części Karabinów Avalonu, które niby miał Kamui. Albo blefował, albo Logrus je ma. Na szczęście Vialle nic nie było. Wtedy dopiero to dostrzegłem. To Vialle na Jednorożcu wyciągnęła mnie z Pierwotnego Kształtu. Wraz z Kamui zabraliśmy ją do Amberu. Ten chłystek chce ją poślubić!! Może jeszcze władcą Amberu zostać!!! Po moim, a prędzej jego trupie!!!
Data 10233.001
Cholera znowu się popieprzyło. Po powrocie do Amberu Vialle poczuła się lepiej, ale nie dałem rady już z nią porozmawiać. Stwierdziłem że może znajdzie czas po pogrzebie króla. Jeszcze ten Kamui się przy niej kręcił ciągle. Ale zjazd rodzinny dał mi okazję do przeprowadzenia małego śledztwa. Jak próbowałem zdobyć z Martinem Amber zaraz po zabójstwie Randoma, bronili go Caine z Julianem i Neidarem. Julian dowiedział się o śmierci króla od Caine'a, a ten podobno od Neidara. Caine wydawał się zdziwiony faktem że Neidara nie było z nami podczas walki z cieniami Branda. Poza tym leszcz specjalizuje się w Atutach, więc chyba miał możliwość dokonania skrytego ataku. Problem polega na tym że nikt mi raczej nie uwierzy. Ani Caine, ani Martin nie uwierzyli także w rewelacje dotyczące Dworkina, Kamui i Benedykta, a Gerard nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Najgorsze jednak wydarzyło się podczas pogrzebu. Znowu pojawiły się te kruki Chaosu i sztorm Cienia. Próbowałem dotrzeć do Vialle w tym całym zamieszaniu, ale coś, chyba Logrus, cisnęło mną znów przez cienie.
Data 10233.003
Wiem, co muszę zrobić…