Antares stoi, jak zwykle lekko zagubiony wśród wystudiowanego przepychu Linii Mandor. Wokół w różne strony prowadzą sale i korytarze. Wszystko misternie splecione z materii Cienia i Chaosu. Do większej części posiadłości dostać się można nie korzystając z przejść między Cieniami. Dawno temu jeden z najbardziej lubianych przez Anteresa służących, inteligentny (i to jeszcze jak!) szympans Xeusales, ekscentryczny zbrojmistrz stwierdził, że był to zabieg celowy, umożliwiający godne podejmowanie gości spoza Dworców. Oczywiście Xeusales często opowiadał bzdury, zwłaszcza po zażyciu swojego ulubionego jadu Rogatych Pająków... Na szczęście nigdy nie popełnia błędów, kiedy zajmuje się swoim zawodem - opracowywaniem nowych rodzajów broni do polowań w Otchłani.
Gdy tylko okazało się, że ulubiona gościnna komnata Antaresa jest zajęta przez Króla Dalta z Eregnoru, wiedział już, że nie będzie to jego najmilej wspominany pobyt u Mandora. Sytuacji też nie poprawił fakt obecności Królowej Vialle i dziwacznych gości i domowników: wymienionego już Dalta - syna Oberona, futrzastego olbrzyma Royneta, Ahaissa - demonicznego doktora duszy próbującego pomóc Vialle, "Zabójczej Markizy" - wschodzącej gwiazdy wśród nurkujących w Otchłani, Cynthii - zakonnicy z jakiegoś zwierzęcego świata opiekującej się menażerią Mandora. Z doświadczenia wiedział, że większość z nich przebywa tu ze względu na osobisty urok Mandora. To zapewne oznaczało, że będą bardzo niechętnie słuchali kogoś innego.
Mandor nie powiedział nikomu z domowników o swojej rychłej nieobecności i nie zamierzał informować nikogo oprócz Antaresa, dokąd się wybiera i jak długo może go nie być. A wyruszy, kiedy tylko czarny kolor wzniesie się na niebo nad Dworcami, czyli za około 8 godzin.
Co dalej?
Mandor dawał przez ostatnie godziny pobytu w domu delikatnie ale konsekwentnie znać, że potrzebuje czasu, aby w samotności przygotować się do spotkania z innymi przywódcami głównych Domów i doradców Króla.
Antares postanowił zatem przygotować się do przejęcia obowiązków gospodarza zaczynając od przygotowania swoich komnat. Dwa pokoje trochę zbyt przestronne, zbyt krzykliwe i nadmiernie zbliżone do głośno i szybko bijącego serca Linii Mandor wymagały adaptacji, jeżeli miały dawać wytchnienie i koncentrację w nadchodzących dniach.
Poinstruowana przez Mandora służba już zaczęła pytać go o wszystkie ważniejsze decyzje dotyczące posiłków, muzyki i delegacji z sąsiadującego Cienia filozoficznie nastawionych koralowców. Grupa meduz pochodzących od ich ministra sfery materialnej unosiła się w przygotowanym dla istot pływających, pozbawionego grawitacji ogrodu. Sigur, wysokiego rodu demon, kamerdyner Mandora rozpoczął dość zawiłe tłumaczenie charakteru relacji między Liniami a Koralowcami. Antares słuchając, kierował jednocześnie lokajami przestawiającymi meble i delikatnie manipulującymi parametrami Cienia w komnatach.
Przez przypadek rzucił okiem na wąskie i wysokie okno w kształcie zygzaka. Niebo było już niemal fioletowe. Czas mijał szybko. Mandor będzie opuszczał Linie za czas określany w Amberze jako połowa godziny.
"Jeżeli chcę porozmawiać jeszcze z Mandorem muszę to zrobić już!" pomyślał przestając słuchać Sigura.
- Wybacz Sigurze - Antares skłonił się przerywając wyjaśnienia demona - nasza rozmowa musi poczekać. Chciałbym się pożegnać z Mandorem zanim się oddali.
Po tych słowach ruszył szybkim krokiem do komnat swego 'wójka'. Po drodze myślał co powiedzieć... myśli cisnęły mu się jedna za drugą: Dworkin i Benedykt, zdrowie Królowej, bezpieczeństwo Karabinów Avalonu, zagrożenie jego życia, bliższe poznanie Logrusu i Wzorca, chęć nurkowania w otchłani...
Nawet nie zauważył kiedy stanął przed drzwiami komnaty w której przebywał Mandor. Służący, widać wcześniej poinstruowani otworzyli drzwi, Antares wszedł. Mandor właśnie sprawdzał czy nowo uszyty strój właściwie leży, obok stał sługa z płaszczem w rękach. Antares nie zwalniając podszedł do Mandora, uścisnął go długo i serdecznie.
- Do widzenia Wujku...
Po czym obrócił się i starał się wyjść jak najszybciej aby Mandor nie zauważył jego smutku.
Antares zleca Xeusalesowi szczególną troskę o królową która może być nękana atakami magicznymi. Prosi Królową by ciągle nosiłą ukrytą pod rękawami branzoletę na przedramieniu. Tłumaczy, że branzoleta ta jest oznaczona magicznie i pozwoli na szybkie odnalezienie jej w razie konieczności. Wita się z przybyłymi nie zapominając napomknąć Daltowi, że mieszka w jego komnacie ;) ('Mam nadzieję, że ma komnata zaspokoi twe potrzeby Panie'). Szczególnie serdecznie wita się z 'Zabójczą Markizą', zagaduje o nurkowaniu w Otchłani a rozmowę przeplata zaproszeniem do namalowania jej portretu. powodem jego nurkowania ma być chęć znalezienia odpowiedniego płaszcza dla siebie. Najlepiej gdyby wyglądał jak utkany z płomieni płonących w dół. Poza tym dogląda czy wszyscy są dobrze ulokowani, zapoznaje się z animozjami i sympatiami wzajemnymi wśród gości oraz z ich szczególnymi potrzebami. Organizuje na wieczór (o ile tu można mówić o wieczorze) koncert (może być kwartet smyczkowy) przy kolacji.
- Myślę, że poradzisz sobie dobrze pod moją nieobecność, Kamui. - Rzucił Mandor do wychodzącego z komnaty Kamui. - Cieszę się, że mam kogoś takiego jak ty, komu mogę zaufać w opiece nad moimi liniami i zachowaniu tajemnicy o celu i długości mojej absencji w domu. Znasz mnie i wiesz, że moi goście, nieważne czy to demony, czy istoty z cienia, są dla mnie niezmiernie ważni. Dbaj o ich wygodę i bezpieczeństwo. - Mandor nie pokazywał po sobie nic, jeżeli martwił się o pozostawionych w liniach gości. Skoncentrowany był na ostatnim przeglądzie garderoby, fryzury, dokumentów i magicznych zaklęć.
- Jeśli będziesz potrzebował dowiedzieć się czegokolwiek o nich, pytaj Sigura. Gdyby nie obecność Dalta i możliwość pojawienia się innych dostojnych gości, czego nigdy nie można wykluczyć, pewnie to jemu pozostawiłbym swoje obowiązki. Dalt jednak jest dość specyficzną osobą. Uważaj na niego i nie daj się mu zastraszyć. Bardzo chciałbym się dowiedzieć, czego szuka w Dworcach. Nie pozwól mu zbliżyć się do menażerii siostry Cynthii i raczej nie pozwalaj mu przebywać zbyt długo z Vialle. I w jednym i drugim przypadku jakiś nieobliczalny i porywczy odruch tego osiłka mógłby spowodować wiele problemów... - Nagle widząc minę Kamui wyciągnął ręce i rzucił ciepło: - Uściśnij mnie i idę! - W towarzystwie służącego opuścił swoją komnatę a następnie bocznym holem udał się do wyjścia.
Demony służebne odczekały aż Kamui opuści pomieszczenie i klucznik zamknął ciężkie drzwi z jasnego drewna wielkim, ozdobnym kluczem.
Xeusales czekał na niego w holu wisząc na długich rękach z belki sufitowej z szerokim uśmiecham na mięsistych ustach.
- Jak zwykle znika, zostawiając tu wszystkich swoich świrów na cudzej głowie. Nawet Merlin dał się raz w to wpuścić. Potem długo go tu nie widzieliśmy.
- Ciebie nazywa swoim ulubionym szaleńcem, wiesz o tym. - cyniczna bezpośredniość to w oczach Kamui największa zaleta Xeusalesa na tle reszty służby. - I tak najbardziej martwi mnie królowa. w odróżnieniu od was ona nie powinna być nie w pełni władz umysłowych. Martwię się o nią. Mógłbyś mieć na nią oko?
- Jasne! Dla Panicza Antaresa będę jej własną piersią bronił. No, nie zagaduję panicza. Masz teraz po pachy obowiązków. Ale jak byś miał chwilę, to zapraszam na łagodny melanżyk. Markiza przywiozła jakiś czas temu świetne rybki z Kofi Szopów Croatanu. Czekają na dobrą okazję.
Kamui pożegnał zbrojmistrza pukaniem w czoło i ruszył do komnaty królowej Vialle. Wchodząc przez białe, rzeźbione drzwi pomyślał o ustawieniu przy nich jakiejś straży, albo zaklęcia. Królowa siedziała przy kole garncarskim cicho nucąc jakąś łkającą melodię. Ahais czujny i nieruchomy siedział w kącie złotego pokoju patrząc na dłonie królowej.
Vialle nie odpowiedziała na powitanie Kamui. Ahais wytłumaczył jej, że jest pod wpływem uspokajającego zaklęcia i nie będzie w stanie rozmawiać. Kamui sam zapiął na jej wiotkim przegubie bransoletkę. Królowa na chwilę przerwała melodię i podziękowała ledwo słyszalnym głosem.
- Lew, który szarpie Jednorożca może łatwo porwać gołębia. - wyszeptała jeszcze po czym wróciła do melodii. Jeżeli demon nie miał szczególnie wrażliwych zmysłów, mógł tego nawet nie usłyszeć.
Kamui opowiedział jej o działaniu bransolety i nie wiedząc czy to zrozumiała pożegnał ją ukłonem i wyszedł.
Zanim zdążył odwiedzić innych gości, Sigur odnalazł go i przypomniał o czekającej w ogrodzie delegacji. Przyjęcie ich i dopełnienie protokołu zabrało mu tak dużo czasu, że tylko cudem zdążył wydać polecenia odnośnie kolacji i koncertu.
Rozmowa z ukwiałami wymagała pewnych zmian w ciele Kamui. Zmiana w tą i z powrotem sama w sobie męczy jak godzina szybkiego biegu, do tego jeszcze cała ta dyplomacja sprawiła, że przed kolacją Kamui postanowił odpocząć trochę. Odpoczynek sprowadził się do instruowania służby we wprowadzeniu ostatnich poprawek do wystroju komnaty.
W dużej jadalni z porcelanowym kominkiem, obrazami i arrasami, przy owalnym stole z rzeźbionymi w winorośle nogami, w żółtawym świetle ukrytych za meblami lamp zasiadło do kolacji osiem osób, w tym Dalt z Eregnoru, oraz jego dwaj pułkownicy, na co stanowczo nalegał.
Rudy i potężny Dalt robił wrażenie barbarzyńcy. Wybierał wielkie porcje zwierzęcego mięsiwa, gardząc delikatesami rodem z Dworców i jednoznacznie odpowiadając na propozycję ich skosztowania. Śmiał się głośno z własnych dowcipów... choć należałoby powiedzieć raczej, że rechotał. Na wszystkie dworskie manewry konwersacyjne reagował z wdziękiem odyńca. Tylko takt pozwolił pozostałym gościom kontynuować próby wciągania go w rozmowę. Rozmowę oczywiście dotyczącą zniknięcia Pana Domu.
Dalt konsekwentnie umniejszał rolę Kamui, kilka razy pokazując, że zasady gier dworskich nie są mu obce, kiedy pozornie niewinnymi wypowiedziami stawiał go w niezręcznej sytuacji wobec wszystkich obecnych.
Kiedy wreszcie kwartet zaczął swój koncert, Dalt objął Kamui muskularnym ramieniem i odciągnął na ubocze. Stojąc obok Dalta, Kamui sięgał mu nosem ledwo ponad sprzączkę pasa. Gdyby nie bezczelne spojrzenie i rude włosy, przypominałby wujka Gerarda. Po krótkim wstępie przeszedł do rzeczy:
- Byłeś może niedawno w Amberze, Panie Kamui? Słyszałem, że odbył się pogrzeb króla Randoma. Byli tam wszyscy książęta?
- Nie, nie wszyscy. - odpowiedział Kamui zaskoczony otwartym pytaniem o Amber z ust osiłka. Zanim doszedł do siebie otrzymał kolejne pytanie:
- Czy był tam Benedykt albo Florimel?
Tego było dla Kamui za dużo. Co za impertynencja! I do tego ten ogr ciągle trzymał go w uścisku swojego "przyjaznego" objęcia. Jeżeli nie chce dać się wyprowadzić z równowagi, musi to dobrze rozegrać.
Przemknął wzrokiem po sali szukając jakiejś okazji. Wtedy zauważył, że jeden z podwładnych Dalta, śniady i smukły wojownik z czarną kitą związaną w warkoczyk udając, że słucha muzyki ze spuszczoną głową, przysłuchuje się ich rozmowie zerkając spod ronda skórzanego kapelusika. Kiedy oczy Kamui spotkały się z wojownikiem, którego imię brzmiało chyba Ioni, ten chwilę popatrzył mu prosto w oczy, a potem skierował oczy na swoją dłoń, która chowała jakiś papierek pod blat stolika pod zegar z masy perłowej. Następnie nadal uśmiechając się lekko wrócił do słuchania muzyki.
W tym czasie Dalt nie mogąc się doczekać odpowiedzi potrząsnął Kamui. - Słuchasz mnie!? Pytam czy Benedykt był na pogrzebie Króla Randoma.
NASTĘPNA SESJA:
Z powodu czasoprzestrzennego rozproszenia graczy planuję rozruszać tą kampanię za pomocą dostępnego na podstronie forum (link powyżej). Chcę poprowadzić narrację w formie postów zamieszczanych przez graczy i MG.
09 września 2010
Opowieść Kamui
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz